Przez ostatnie miesiące Peter Gabriel dzielił się nowymi piosenkami przy okazji pełni Księżyca. Teraz wyrusza w tournée „i/o The Tour”, która już w czwartek 18 maja rozpocznie się koncertem w krakowskiej TAURON Arenie. Z tej okazji artysta odpowiedział na kilka pytań dotyczących nadchodzących występów.
To twoja pierwsza trasa po Wielkiej Brytanii i Europie od 2014 roku (i od 2016 roku w USA). Czy na myśl o trasie na taką skalę towarzyszy ci poczucie ekscytacji czy niepokoju?
Kiedy decydujesz się ponownie wyruszyć w tournée, zawsze pojawia się mieszanka strachu i podniecenia. To, co sprawia mi przyjemność, to praca z moim zespołem. Mam niesamowitych muzyków. Myślę, że to najlepszy zespół, z jakim miałem przyjemność pracować, z wyjątkiem sytuacji, gdy łączyliśmy siły ze Stingiem.
Kogo tym razem masz w zespole?
Mamy dwóch muzyków smyczkowych, niesamowitą wiolonczelistkę Ayannę Witter-Johnson, która gra też na klawiszach i pięknie śpiewa; Marinę Moore na skrzypcach i altówce – świetnie gra i też z nami śpiewa. Wrócił do nas Richard Evans. Pracował ze mną przez wiele lat z przerwami, prawdopodobnie częściej w studio niż w trasie, chociaż był w zespole podczas trasy „Growing Up”.
Mamy Josha Shpaka, jest genialnym trębaczem. Znalazł się również na płycie „i/o”. Oli Jacobs, inżynier płyty, odwiedzał starego współlokatora i usłyszał, jak ktoś ćwiczył obok. – Ten facet jest niesamowity – powiedział i rzeczywiście: wysłaliśmy mu trochę rzeczy, a on pięknie je zagrał. Wspaniale jest mieć go tu z nami. Kiedy pracowałem z Brianem Eno, próbowałem zagrać funkową partię klawiszową, a on powiedział: „Peter, człowiekiem, którego szukasz, jest Don E”. To była piosenka „Road to Joy”, która jeszcze się nie ukazała. Zaprosił Dona i okazał się fantastyczny. Cudownie się z nim pracuje. Potem dowiedzieliśmy się, że robi też wiele innych rzeczy, ponieważ dorastał w czymś w rodzaju ewangelicznego domu, w którym po prostu trzeba było grać na wszystkich instrumentach i śpiewać! Pomyślałem, że pasowałby do klawiszy. I w końcu Manu Katché – powrócił na perkusję, jest po prostu genialny. Są też David Rhodes i Tony Levin, którzy od dawna są stałymi członkami mojego zespołu. Mam więc przy sobie niezwykłych muzyków z naprawdę szerokim wachlarzem doświadczeń i talentów.
Tym razem macie do zagrania sporo nowych piosenek, które mają też nową energię.
Jestem już stary, ale pomaga mi tyle młodej energii wokół. Myślę, że kolory, których możemy teraz użyć, i wszystkie te rogi i smyczki, oddają moje szczęście. Nadal jesteśmy w fazie prób, więc mamy jeszcze trochę do zrobienia pod względem wizualnym, ale myślę, że wygląda to naprawdę solidnie. Współpracowaliśmy ze wspaniałymi artystami wizualnymi, z których część mogliście poznać przy okazji dotychczasowych wydawnictw przy pełni Księżyca. Pozwolili nam pobawić się niektórymi pracami podczas występów i świetnie to wygląda. Bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję, że wam również się spodoba.
Jak udało ci się osiągnąć równowagę pomiędzy starymi i nowymi piosenkami na setliście?
Cóż, zawsze trzeba iść na jakiś kompromis. Ludzie na ogół chcą słuchać tego, co znają, a artyści chcą raczej grać nowe rzeczy. Myślę więc, że istnieje coś w rodzaju handlu wymiennego, w którym musisz znieść wystarczająco dużo nowych numerów, aby usłyszeć stare. Tak przynajmniej zawsze było ze mną, ale myślę, że to mocna partia piosenek! Nie wszystkie są szybkie, ale czuję, że gramy je z wielkim oddaniem.
Znów pracujesz z Robertem Lepage. Jak wygląda ta współpraca i co wnosi do tego procesu?
Tak, Robert Lepage jest niezwykłym wizjonerem, teatralnym i filmowym reżyserem, ale przede wszystkim uwielbiam jego umysł. Jest też bardzo zabawny, czasami nawet chamski, więc fajnie się z nim pracuje. To, w czym jest naprawdę dobry, to opowiadanie historii, łączenie rzeczy razem, aby nadać całości jakiś sens. Niestety, ma teraz sporo klientów na wiele lat do przodu, więc nie mieliśmy tyle czasu, ile bym pragnął. Mieliśmy go jednak wystarczająco długo, aby przygotować scenę i pomóc nam skupić się na tym, jaką historię chcemy opowiedzieć i w jaki sposób zamierzamy to zrobić. Nie mógłbym wyobrazić sobie nikogo lepszego do realizacji występów na żywo, bo Robert ma wspaniały zmysł wizualny. Tym, którzy nie znają jego twórczości, gorąco polecam się z nią zapoznać.
„Secret World Live” i „Growing Up Live” – dwie poprzednie trasy koncertowe z Robertem Lepagem – miały kilka ważnych motywów przewodnich, które znalazły odzwierciedlenie na scenie. Jakie są kluczowe tematy, które eksplorujesz tym razem?
W niektórych piosenkach pojawia się kilka pomysłów, takich jak ponowne połączenie z naturą. Osobiście czuję, że straciliśmy poczucie, skąd pochodzimy, że zapomnieliśmy o planecie i naturze, choć tak naprawdę wciąż są wokół nas. Lubimy udawać, że żyjemy w środowisku stworzonym przez człowieka, jesteśmy niezależni i odizolowani, ale tak naprawdę jesteśmy bardzo zależni od planety, która nas zrodziła. To właśnie jeden z motywów. Myślę, że jesteśmy w punkcie kryzysu egzystencjalnego – nie tylko klimatycznego, ale także sztucznej inteligencji (AI). Jestem wielkim zwolennikiem technologii, ale – tak jak w przypadku każdego z tych potężnych narzędzi – musisz mieć poczucie tego, czego od niego chcesz i dokąd może cię zaprowadzić. Poza tym mam teraz 73 lata i po prostu się starzeję. To już inna kwestia. Próbuję uprościć rzeczy, które cenię, które są ważne, to, kto jest ważny i co jest ważne w moim życiu… tego typu sprawy. W pewnym sensie jest tu więcej refleksji, ale myślę, że wciąż jest w tym sporo dobrej zabawy.