Jess Glynne, jedna z najbardziej charakterystycznych i najpopularniejszych wokalistek z Wielkiej Brytanii, powraca po trzyletniej przerwie z utworem „Silly Me”.
Singiel to współczesna bluesowa ballada, w której mocny, niepodrabialny głos Jess brzmi po prostu doskonale. Jak mówi sama artystka: – Piosenka opowiada o uczeniu się na własnych błędach i nabieraniu doświadczenia. Życie nie jest doskonałe. Każdemu z nas zdarzy się coś popsuć po drodze. Od czasu do czasu dzieją się rzeczy, których się wstydzimy lub żałujemy, ale najważniejsze, abyśmy pozbierali się po wszystkim i nie byli dla siebie zbyt surowi.
Jess Glynne napisała i wyprodukowała „Silly Me” wspólnie ze stałym współpracownikiem, Knoxem Brownem, który ma na koncie także pracę m.in. z RAY i Stormzym oraz z P2J (Beyoncé, FKA twigs).
Do singla powstał także teledysk w reżyserii awangardowego duetu Vasso + Furman, który wcześniej realizował m.in. klipy Ashniko czy Sampa the Great. W wizualu widzimy Jess w surrealistycznych pejzażach złożonych ze wspomnień i momentów refleksji. Są one połączone ze snami oraz koszmarami, a artystka próbuje na nowo nawiązać kontakt z tym, co jest rzeczywiste.
Premiera „Silly Me” to zapowiedź nowego rozdziału w karierze Jess, jednej z najpopularniejszych artystek swojego pokolenia. Brytyjka ma na koncie najwięcej singli numer jeden w historii zestawień najpopularniejszych piosenek w UK. Wydała dwa albumy, które osiągnęły liczne odznaczenia platynowej płyty. Pochodząca z Północnego Londynu Glynne zapowiedziała już wcześniej swój powrót za pomocą odręcznie napisanej notki.
„Silly Me” to pierwsza zapowiedź wyczekiwanego trzeciego albumu studyjnego Jess Glynne. Więcej informacji wkrótce.
Kiedy Jess Glyne mówi: „wszystko się zmieniło”, nie wyolbrzymia. W 2018 artystka wydała drugi, bestsellerowy album „Always in Between”. Po zakończeniu promocji płyty wokalistka postanowiła dokładnie przyjrzeć się swojej twórczości i zastanowić się, w jakim kierunku muzycznym chce iść dalej. – Ten nowy rozdział – nowy album – jest całkowicie szczery. W tym momencie kariery doskonale wiem, kim jestem, czego chcę i czego nie chcę. Wiem też, co muszę zrobić, by okazać wrażliwość i odwagę w mojej muzyce – podsumowuje Glynne i dodaje, że w przeszłości bardzo mocno strzegła swojej prywatności, „chowając się za muzyką”, jednak teraz jest gotowa, by „pokazać ludziom prawdziwą siebie”.
Przygodę z trzecim albumem rozpoczynamy za sprawą soulowego singla „Silly Me”, w którym Jess Glynne opowiada swój rozwój osobisty, od momentu, w którym miała 16 lat, aż po czasy współczesne. „Nie zauważyłam, że straciłam części siebie” – śpiewa przy akompaniamencie bluesowej gitary. Glynne opisuje ten rytmiczny utwór jako „w pewnym sensie autoironiczny”, ale także afirmujący życie, bo opowiada o pogodzeniu się z błędami z przeszłości. – Wiecie, popełniłam pewne błędy. Ale jednocześnie mówię o tym, że musiałam je popełnić, aby trafić w to miejsce, w którym jestem teraz. I teraz mogę się z tego śmiać – opowiada Jess.
Dla Glynne, jednej z najbardziej utytułowanych artystek swojego pokolenia w Wielkiej Brytanii, to miejsce oznacza drogę pełną komplikacji oraz turbulencji. – W 2021 roku straciłam bardzo bliską osobę. Wszystko wydarzyło się w momencie, w którym podjęłam decyzję o odejściu z managementu i wytwórni. Te wydarzenia zmusiły mnie do pójścia naprzód.
Jess Glynne straciła bliską osobę, która należała do jej teamu, w tragicznych okolicznościach. Jak wspomina: – Gdy dzieje się coś takiego, twój cały światopogląd ulega zmianie. Twoje życie się zmienia. Znalazłam się w punkcie, w którym pytałam samą siebie: czego chcę z życia? Co mnie uszczęśliwi? Co jest ważne?
Nagła i olbrzymia strata uświadomiły Glynne, że życie jest zbyt krótkie, by tkwić w sytuacji, która nie jest już bezpieczna lub przynosząca satysfakcję, tak jak kiedyś. W 2020 roku była już zupełnie inną artystką niż ta, która w 2013 podpisywała kontrakt z Atlantic Records. Dlatego postanowiła zrobić krok w tył i dokładnie przemyśleć swoje kolejne ruchy.
Glynne z łatwością przyznaje, że gdy dotknęła ją tragedia, była już wyczerpana po trasie promującej „Always in Between” i siedmiu latach solidnej orki w przemyśle muzycznym. Trzeba oddać sprawiedliwość: jej ciężka praca naprawdę się opłaciła. W 2015, debiutancki album Jess zatytuowany „I Cry When I Laugh” zadebiutował na szczycie listy sprzedaży w UK i czterokrotnie pokrył się platyną. W 2018 wspomniany wcześniej „Always in Between” stał się kolejnym platynowym hitem z list przebojów. Po drodze Jess zdobyła trzy nominacje do nagrody Ivor Novello, wygrała Grammy za słynny duet z Clean Bandit „Rather Be” i zgromadziła dziewięć nominacji do Brit Award. W 2019 supportowała Spice Girls na ich trasie powrotnej, tym samym pokazując, że zajmuje centralne miejsce w gronie gwiazd brytyjskiego popu.
W tym momencie swojej kariery Glynne miała już na konci historyczny wynik dla solowej artystki brytyjskiej – siedem numerów jeden na UK Singles Chart. Wśród nich główny singiel promujący „Always in Between” – „I’ll Be There” oraz słodko-gorzkie dance-popowe bangery „Hold My Hand” i „Don’t Be So Hard on Yourself”. Glynne osiągnęła oszałamiający sukces z Atlantic Records i swoim wieloletnim managementem. Gdy nadeszła pandemia, która wymusiła wciśnięcie pauzy, Jess otrzymała nieoczekiwaną możliwość, by przemyśleć kolejne kroki. Doszła do wniosku, że potrzebuje twardego resetu. Aby stać się artystką, którą zawsze chciała być, potrzebowała gruntownej przebudowy swojego muzycznego przedsięwzięcia.
– Miałam ten sam mangement od ośmiu lat, ale doszliśmy do momentu, w którym stwierdziłam, że nie wiem, co mogę dalej zrobić z tą relacją. Szczerze, to było przerażające. Ale pomyślałam: zaufaj swojej intuicji – do tej pory jeszcze nigdy cię nie zawiodła – wspomina Glynne i porównuje odejście od managementu do bardzo smutnego zerwania związku. Dodaje jednak: – Kiedy patrzę z dzisiejszej perspektywy, to była najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęłam.
Niedługo potem Jess Glynne postanowiła pożegnać się z Atlantic Records: – Odnieśliśmy razem fantastyczne sukcesy, ale ostatecznie wszystko sprowadziło się do kreatywnych różnic. Kierunek artystyczny, w którym chciałam iść, nie był odpowiedni dla tamtej wytwórni. I znowu – to była przerażająca rozmowa, ale nie mogłam sobie życzyć, by potoczyła się lepiej.
Glynne, od zawsze w Londynie, postanowiła wyjść ze strefy komfortu i przeprowadzić się do Los Angeles. Spędziła tam lwią część 2022 roku. Zmiana lokalizacji miała sens z biznesowego punktu widzenia – artystka i tak przeprowadzała rozmowy z potencjalnymi managerami z Kalifornii. Zależało jej również, by nowe sesje nagraniowe odbyły się z producentami i kompozytorami mieszkającymi w Los Angeles. – Na początku doskwierała mi samotność. Nie miałam nikogo, kto mógłby mi pomóc. Musiałam iść w miasto, poznawać ludzi i tworzyć te scenariusze, bo w tym czasie działałam zupełnie sama. W ten sposób de facto próbowałam zbudować mój team od zera – wspomina.
Okres zawirowań zawodowych znalazł swój szczęśliwy finał, gdy Glynne postanowiła podpisać się z należącą do Jaya-Z firmą Roc Nation na początku 2022 roku. Później przyszedł czas na nowy kontrakt z EMI. Producenci, z którymi rozpoczęła współpracę, to m.in. Greg Kurstin (Sia, Adele), Emile Haynie (Lana Del Rey), Malay (Frank Ocean) oraz BOOTS (Beyoncé). Wspólnie udało im się osiągnąć świeżą perspektywę oraz ekscytujące brzmienia. Proces kreatywny, który rozpoczął się jeszcze w 2020 roku w kameralnym, pięcioosobowym gronie – Jess, Knox Brown, Jin Jin, Wretch-32 i P2J – dostał zastrzyk nowej energii oraz światowej sławy talentów.
Jess wspólnie z Gregiem Kurstinem napisała balladę „Promise Me”, która – zgodnie z zapewnieniami artystki – jest piosenką definiującą jej nowy album. Nie tylko dlatego, że przybliżyła ją do znalezienia nowego managementu: – „Promise Me” otworzyło mi oczy na możliwość zmiany. Wcześniej wątpiłam w siebie, a ta piosenka okazała się prawdziwym punktem zwrotnym.
Równie emocjonalne „Enough” stało się osobistą mantrą za sprawą linijki „Jestem więcej niż wystarczająca”. Glynne przy tworzeniu tego utworu inspirowała się twórczością Joni Mitchell, Prince’a i Amy Winehouse: – W tym punkcie swojego życia zawodowego byłam gotowa, by opowiedzieć MOJĄ historię, pisać szczerze i otwarcie. Nie chciałam napisać piosenki dla samego jej napisania. Pomyślałam o tym, jak Joni nadawała piosenkom historie i strukturę, a później o Amy, która przypomniała mi, by być szczerą i pozwolić sobie na emocje.
„Love Is Not Enough” to nasycony disco bop opowiadający o tkwieniu w dysfunkcyjnej relacji. Utwór wymaga grania na głośnikach z podkręconym basem. – To popowy kawałek. Jestem popową dziewczyną. Ale na płycie znajdują się różnorodne utwory. Brzmienie jest surowe, szczerze, odkrywam w nim samą siebie – mówi Glynne.
Intencją Jess przy trzecim albumie było uniknięcie gatunkowych szufladek: – Zmiany, których dokonałam w życiu, sprawiły, że poczułam większą stabilność. Pomogły mi zarówno mentalnie, jak i fizycznie czy kreatywnie.
Jess znowu mieszka w Londynie i, jak sama przyznaje, nigdy wcześniej nie czuła tak wielkiej kontroli nad swoją twórczością oraz karierą. Przyznaje z dumą: – Nigdy wcześniej nie napisałam tak dużo na płytę i nigdy wcześniej nie miałam tak dużego wpływu na decyzje związane z kierunkiem artystycznym. Zrobiłam to od początku do końca. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że to wszystko ja.