„Wedding Bells” to trzeci singiel Metronomy promujący najnowszy album grupy – „Metronomy Forever” (premiera 13 września). Utwór ma filmowy klimat, przywołuje na myśl dokonania Johna Hughesa („Szesnaście świeczek”, „Klub winowajców”). Choć w utworze nie brakuje amerykańskich wpływów, piosenka pozostaje wierna brytyjskim korzeniom muzyków.
Na „Metronomy Forever” znajdziemy 17 utworów. Długość krążka wynika z chęci zapewnienia słuchaczowi przestrzeni, a nie zestawianiu przypadkowych piosenek w bukiet niczym róże ze stacji benzynowej. Metronomy słyną z umiejętnego łączenia nietypowego funku, energetycznych klubowych brzmień i ezoterycznego popu, a mieszankę tę przeplatają nastrojowymi, skrzącymi i melodycznymi utworami elektronicznymi.
Lider Metronomy, Joseph Mount, przyznaje, że szósty album zespołu został zainspirowany w dużej mierze doświadczeniem słuchania radia, z nieskończoną liczbą stacji, piosenkami w różnych stylach, grających nieustannie, z jednym celem: by poprawić nastrój odbiorcy. Mount przeniósł się z mieszkania w hałaśliwym Paryżu do rezydencji na wzgórzu z ogrodem w Anglii, co również wpłynęło na brzmienie „Metronomy Forever”, dodając albumowi spokoju i radości.
Nie bez znaczenia jest również czas, który Mount spędził pracując nad świetnie przyjętym przez krytykę albumem Robyn „Honey”. Echa te słychać zwłaszcza w „Sex Emoji” czy „Salted Caramel Ice Cream”.
Nazwa „Metronomy Forever” reprezentuje jednocześnie patrzenie wstecz i do przodu. Jak mówi sam Mount: – Kiedy zaczynasz odnosić sukcesy w muzyce i stajesz się w większym lub mniejszym stopniu sławny, stawiasz sobie pytanie o dziedzictwo, które po sobie zostawisz. I w końcu orientujesz się, że ludzie mają ograniczony stopień zainteresowania tobą. Nie mam z tym problemu. Im mniej twoja sztuka wydaje ci się ważna, tym ciekawsza może się stać… Robię muzykę, będę grał trochę koncertów, muszę wykarmić dzieci.